Film ukazujący losy kilku(nastu) osób przewających w hotelu Ambassador w dniu zabójstwa
Roberta Kennedy'iego. Jest to bardziej film obyczajowy niż dramat, ktory dzieki ciekawie
zarysowanym postaciom i znakomitemu aktorstwu, ogląda się z niekłamaną przyjemnością.
Obsada robi naprawdę wrażenie i to widać. Choć spora część filmu to zapewne fikcja to jednak
czuć w nim autentyzm i klimat. Film nie dla każdego, ty niemniej zdecydowanie warty obejrzenia.
Ocena 8/10
Faktycznie pod koniec zrobilo się zbyt patetycznie, ale biorąc pod uwagę tematyke filmu, to musiało tak być. To w sumie jedyna wada filmu. Nie podobalo mi sie tez to, że pod koniec wydawało sie ze żołnierz grany przez Eliaha Wooda umarł na rękach świeżo poślubionej żony, z ćpunami też było kiepsko, a na koniec i tak napisali, że wszystkie ofiary przeżyly. Po co wiec był ten caly dramatyzm i pokazywanie "prawie" martwego Wooda ?
Tym niemniej wciąż uważam że film byl bardzo dobry. Fajnie też połączyli wątek Meczu co go Latynos chciał obejrzeć z wypowiedzą senatora Kennedy'ego.
Też myślałam,że umarł...a scena była dramatyczna więc dramatyzm nie był niepotrzebny. Film lekko się oglądało i wciągał...na początku się zastanawiałam po co te wszystkie historie? ale na końcu okazuje się ,że wszystkie te osoby miały swój udział w ostatecznej scenie. Nie do końca zrozumiałam o co chodziło,ale mi się wydaje,że każda z tych osób miała swoje plany, nadzieje i oczekiwania i każdy z nich wierzył,że kolejny Kennedy sprawi,że się spełnią. Ludzie wierzyli w to co mówił. Ten film był dobry, może nie nadzwyczajny ale dobry, jedyne co mi trochę przeszkadza to bezkrytyczne uwielbienie do Kennedyego. Naprawdę był aż tak otwarty ? Jedno jest pewne zainteresowało mnie to na tyle,ze muszę sobie poczytać o tej rodzinie. Bo jak to możliwe,że obaj zostali zamordowani. Coś musiało być na rzeczy.